środa, 3 maja 2017

Moje pierwsze książkowe zachwyty

Prawdopodobnie można zacząć pisanie bloga od setek lepszych postów, ale w sumie co lub kto lepiej Wam o mnie opowie (no może poza współautorem tego przedsięwzięcia) od moich pierwszych ukochanych książek?



Czy tak dokładnie wyglądała
okładka mojego wydania?
Tego nie pamiętam.
Myślę, że pierwszym, wielkim zachwytem był J. R. R. Tolkien. Gdzieś pod koniec podstawówki dorwałam najpierw „Hobbita” a później „Drużynę Pierścienia” czyli początek magicznego i fantastycznego „Władcy Pierścieni”. Pokochałam je w całości. Choć nie mówię, przez początki ciężko było mi się wtedy przebić, ale im bliżej Frodo miał do Mordoru  tym moja miłość była coraz większa. No i film – tylko spotęgował moją miłość, a plakaty z aktorami (Elijah Wood!) zdobiły moją szkolną szafkę, aż do końca liceum (Tak, tak, przyznaję się do tego bez bicia!).


Za to tej okładki
jestem pewna.
W liceum odnalazłam drugi książkowy zachwyt – „Mistrza i Małgorzatę” Michaiła Bułhakowa. Ta fenomenalna, wielowątkowa i ponadczasowa opowieść pochłonęła mnie całkowicie i długo nie mogłam się po niej otrząsnąć. Do dziś kolejny raz jej nie przeczytałam, choć obiecuję sobie to co roku. Chyba boję się, że po niej znów będzie mi się ciężko czymkolwiek naprawdę zachwycić.


W tym samym mniej więcej czasie dorwałam „Sto lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza. Nie była to prosta lektura, brnęłam dość długo przez dzieje rodu Buendia, ale po zakończonej lekturze byłam pewna, że drugi raz szybko nie przeczytam czegoś tak wielkiego. I miałam rację, bo gdybym dziś miała wybrać książkę wszech czasów, to dałabym ten tytuł magicznej prozie Marqueza. Te dwie książki spowodowały, że do dziś często szukam w literaturze przenikania się tego co zwyczajne i całkiem szare ze szczyptą (mniejszą lub większą) magii i niesamowitością. A dodatkowo Marquez sprawił, że jakiekolwiek odniesienie do realizmu magicznego na opisach okładek przyciąga mnie jak magnes.

A Wy pamiętacie Wasze pierwsze prawdziwe książkowe zachwyty?

Anna


22 komentarze:

  1. "Mistrz i Małgorzata" - jeden z moich zachwytów, ale na pewno nie pierwszy!
    Zapewne zaczęłam zachwyty od "Opowieści z Narnii", bo jednak ta seria jest cudowna. A z czasem zachwytów było coraz więcej i więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudownie, że Ciebie też zachwycił Mistrz i Małgorzata"! :)
      U mnie tak na prawdę to pierwsze chyba były "Dzieci z Bullerbyn". Ale je wolę zaliczać do ulubionych książek dzieciństwa niż do wielkich zachwytów. ;) A na "Opowieści z Narnii" trafiłam trochę zbyt późno i aż tak bardzo mnie nie ujęły.
      A.

      Usuń
  2. Żadnej z tych książek nie czytałam, choć "Mistrza i Małgorzatę" oraz "Sto lat samotności" mam w planie! Natomiast Tolkien... No, nie przekonam się i już!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci tak - jakbym teraz sięgnęła po Tolkiena, to pewnie też bym nie była tak bardzo zachwycona jak te 15 lat temu. Myślę, że często jest ważne w jakim momencie życia natykamy się na daną książkę. :)
      Ale dwie pozostałe czytaj (w bliższej lub dalszej przyszłości) - nie przyjmuję wymówek!

      Usuń
  3. Moja to HP - mogłam to czytać na okrągło :)
    Potem Wiedźmin, ten świat i postaci <3
    Jeśli chodzi np. gatunkami to moim pierwszym, i na razie jedynym, zachwytem w sci-fi było Red Rising <3 <3 <3
    A Mistrz i Małgorzata... Ja nie dobrnęłam nawet do drugiej części... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HP doskonale rozumiem, też bym mogła czytać na okrągło! :))) Dorastalam z tymi książkami - jak wyszedł w Polsce Kamień Filozoficzny, to miałam tyle lat co Harry. :D Muszę sobie odświeżyć ostatnią część, bo tylko tę czytałam jeden raz.
      No "Mistrz i Małgorzata" to na pewno nie Twoja bajka, więc się nie dziwię że nie dałaś rady. ;)
      A.

      Usuń
    2. Każdy mówił, że powinno mi się spodobać, bo fantasy :P

      Usuń
    3. No chyba jednak nie do końca ;)

      Usuń
  4. Ja nie czytałam Mistrza i Małgorzaty bo nie mieliśmy tego w szkole nawet xd a tak to nie znam nic z tego :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż wstyd się przyznać, ale nie czytałam żadnej z tych pozycji. Tz. przez Hobbita przebrnęłam (lektura w gimnazjum), ale za Władcę Pierścieni nie mogłam się zabrać. Do nadrobienia! Podobnie z Mistrzem i Małgorzatą. Wiem, że jest w materiale liceum, ale na rozszerzeniu. Ja, będąc na podstawie, nie czytałam tej lektury. Kolejna do nadrobienia! :D Co do moich książkowych zachwytów... Zdecydowanie Ania z Zielonego Wzgórza i seria Jeżycjada to czasy podstawówki! A całkiem niedawno zachwyciłam się Kronikami Świata Wynurzonego Lici Troisi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam wstyd, wstyd to w ogóle nie czytać. ;)
      Za "Anią z Zielonego Wzgórza" nigdy nie szalałam, choć sentyment oczywiście jest, z Musierowicz w sumie podobnie. Chociaż "Noelkę" i "Kwiat kalafiora" lubię sobie odświeżyć od czasu do czasu. :))))

      Usuń
  6. Z twórczości Tolkiena czytałam tylko "Hobbita", którego uwielbiam (własnie za ten styl autora, na który tyle osób narzeka), a "Władca Pierścieni" ciągle przede mną, choć popełniłam ten straszny błąd i obejrzałam ekranizację przed przeczytaniem książki... I tak się teraz czaję na tę trylogię, mam ją nawet w koszyku, ale brakuje mi obecnie funduszy :/
    Jeśli lubisz realizm magiczny, to polecam "Ślady" Jakuba Małeckiego - niezwykła książka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o styl Tolkiena, to ciągle sobie obiecuję, że przeczytam "Władcę.." w oryginale (po polsku czytałam chyba z 4 razy, ale ostatni raz z 10 lat temu), żeby móc ocenić go należycie i gdybym miała kupić teraz trylogię (nie lubię tego słowa, bo to przecież jedna powieść, tylko tak wydana) to chyba bym się skusiła na jakieś piękne brytyjskie wydanie.
      "Ślady" już mam na liście to-read. Na pewno przeczytam, tym bardziej że lubię opowiadania. :)

      Usuń
  7. Do Tolkiena w ogóle mnie nie ciągnie xD Obejrzałam tylko filmy (i to Hobbita, bo Władcę pierścieni do tej pory nie xD), a książek raczej nie mam w planach ;) Ale Mistrz i Małgorzata <3 Ta książka była moją jedyną lekturą i jako jedna z dwóch przeczytanych w liceum mi się spodobała :P Jest naprawdę niesamowita i z chęcią jeszcze raz bym ją przeczytała, haha :D A o tej ostatniej pozycji chyba nie słyszałam :o :o :o :o
    Hm, moje pierwsze książkowe zachwyty... W sumie to nie wiem xD Kiedyś nie lubiłam tak bardzo czytać i w sumie nie do końca wiem, skąd mi się to wzięło xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie lubię to, że "Mistrz i Małgorzata" tak wielu ludzi łączy, to znaczy można lubić zupełnie inne książki, gatunki, a jednak to mieć wspólne. :) To chyba świadczy o tym, jak genialna jest ta powieść. I bardzo dobrze, że jest lekturą, bo przynajmniej wiele osób po nią sięgnie.

      Usuń
  8. Z Mistrzem i Małgorzatą to może nie zachwyt, ale odkrycie, że są na świecie "inne" książki niż te, które dotychczas czytałam... I się zaczęlo ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to też jest magia tej książki, bo wiem że nie jesteś jedyna z takim odkryciem! :)

      Usuń
  9. Huh, ja od razu wiedziałam, że Tolkiena cenię, ale niekoniecznie uwielbiam ;P W sumie u mnie trudno o jakiś pierwszy "książkowy zachwyt". Niby chyba czytać zaczęłam od Pottera, ale tak naprawdę to było tak dawno, że tego nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - "cenić" to dobre słowo w odniesieniu do prozy Tolkiena. Dzisiaj zdecydowanie bardziej oddaje mój obecny stan uczuć do tych książek. ;)

      Usuń
  10. Moim pierwszym książkowym zachwytem była seria o Mikołajku - chłopcy mieszkającym we Francji. Niby nic szczególnego, a jednak do dziś wspominam te książkę :) Oczywiście poza tym z tamtych czasów pamiętam Harry'ego Pottera czy Zwiadowców.
    A z wymienionych przez ciebie czytałam tylko Mistrza i Małgorzatę, ale nie zachwycam się nią jak wszyscy. Była dobra, ale czytałam lepsze klasyki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mikołajek nic szczególnego?! No błagam Cię! ;) Ja do dziś uwielbiam te książki, a niektóre historyjki bawią mnie nawet chyba bardziej niż jak byłam mała. :)

      Usuń